Przejdź do treści

Już jutro dzień 11 listopada. Sto czwarta rocznica narodzin niepodległej Polski

herb - godło państwa polskiego biały orzeł w koronie na czerwonym tle

Jędrzej Moraczewski wspominając dzień 11 listopada 1918 r. pisał „Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po stu dwudziestu latach prysły kordony. Nie ma ich: Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek. Złodziei rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami rządzili….”

Jak zauważył Andrzej Zawada przed Polakami stanęło zadanie zbudowania z gruzów po przestarzałych imperiach własnego demokratycznego państwa. 9 listopada 1918 r. Niemcy podpisały rozejm. Studenci na ulicach Warszawy rozbroili niemieckich żołnierzy, którzy myśleli już o powrocie do domów. Józef Piłsudzki znajdował się już w tym czasie w drodze do stolicy. Przybył tam 10 listopada 1918 r. Wówczas to rada regencyjna scedowała na niego pełnie swej władzy. 11 listopada 1918 r. był pierwszym dniem wolnej, niepodległej Polski.

W tych dniach według Jana i Mai Łozińskich entuzjazm ogarnął cały naród, pomimo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się odrodzona Polska. Wielkopolanin Stanisław Wachowiak znany ówczesny ekonomista i polityk, wojewoda pomorski za czasów prezydenta Wojciechowskiego pisał: „dwa zabory rosyjski i austriacki, prawie całkiem zniszczone, ludność wytrzebiona przez działania wojenne. Głód, tyfus plamisty, brak węgla, lekarstw, odzieży butów, jednym słowem wszystkiego. Brak komunikacji utrudnia kontakty, bo koleje ledwo zipią, tabor zniszczony prawie doszczętnie. Wszystko przypomina raczej jedno cmentarzysko i to rozwalone beznadziejnie. (…) żadnej wytoczonej granicy: ani na wschodzie, ani na północy, południu czy zachodzie. (…) jak ci ludzie wówczas w Warszawie, Krakowie, Poznaniu mogli wytrzymać to wszystko, co przechodzili? Tak fizycznie, jak i psychicznie, w tej prawdziwej rewolucji, jaka szalała po upadku potęg zaborczych. Nie bez kozery Juliusz Kadaen Bandrowski nazwał ten stan „radością z odzyskanego śmietnika”. Zdaniem Andrzeja Zawady nie było w tym stwierdzeniu lekceważenia, lecz szczypta trzeźwej ironii. Maja i Jan Łozińscy piszą w swej książce, że „ Dla Polaków rok 1918 nie był jeszcze prawdziwym końcem wojny. Walki w Wielkopolsce, na Pomorzu, powstania śląskie, konflikt z Litwą o Wilno, wojna z Ukrainą i wreszcie najbardziej dramatyczna, zagrażająca niepodległości, wojna z bolszewicką Rosją, ostatecznie ustaliły grancie Rzeczypospolitej, które w rezultacie otoczyły terytorium niemal dwukrotnie większe niż zakładały wstępne ustalenia konferencji wersalskiej. Dopiero jesienią 1921 r. odwołano stan pogotowia bojowego w polskiej armii (…)”.

Mimo opisanych wyżej trudnych początków dziedzictwo II Rzeczypospolitej należy w moim przekonaniu ocenić pozytywnie. Ogrom wykonanej przez naszych przodków pracy, związanej z odbudową Polski Niepodległej, przypadający na lata jej trwania rozkwit kultury, nauki i sztuki złożyły się na spuściznę, o której nie wolno nam zapomnieć.

W trakcie opracowywania artykułu korzystałem z książek:

Andrzej Zawada, Dwudziestolecie literackie, Wrocław 1997

Maja i Jan Łozińscy, W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne, Warszawa 2012

Czesław Brzoza, Andrzej L. Sowa, Historia Polski 1918-1945, Kraków 2006.

Dodaj komentarz