Przejdź do treści

„Święto ognia” – książka o przekraczaniu granic

Od 6 października do polskich kin wszedł film „Święto ognia” w reżyserii Kingi Dębskiej.

Film jest adaptacją powieści Jakuba Małeckiego pod tym samym tytułem. Chciałabym, Kochani Czytelnicy, podzielić się z Wami refleksjami na temat tej powieści.

Powieść „Święto ognia” autorstwa Jakuba Małeckiego wydana została w 2021 roku nakładem Wydawnictwa SQN. Niedawno, z okazji premiery jej filmowej adaptacji ukazało się jej wznowienie. To piękne, filmowe wydanie w fioletowo-biało niebieskiej okładce z motywami floralnymi i fotografią Pauliny Pytlak, która w komedii Kingi Dębskiej wciela się w rolę Nastki Łabendowicz.

Warszawa, ulica Krucza. To tutaj mieszka rodzina Łabendowiczów: Leopold, właściciel firmy handlującej olejami samochodowymi, jego żona Lena, będąca na co dzień kolorowym ptakiem pracownica banku oraz ich córki: Łucja i o dziesięć lat młodsza Anastazja. Łucka, jak nazywają ją bliscy, od czwartej klasy jest uczennicą szkoły baletowej. Ale z powodu swojej aparycji nie powinna tam uczęszczać. O tym, że została przyjęta do tego typu placówki zadecydował fakt, iż komisja dostrzegła, że dziewczynka ma pewne zdolności, które pozwolą jej uprawiać ten taniec. Młodsza, Nastka, która w powieści jest pierwszą narratorką, w wyniku niedotlenienia okołoporodowego od urodzenia zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Na tyle ciężkim, że dziewczyna jest niesamodzielna, całkowicie zależna od osoby drugiej. Nie chodzi, komunikuje się z otoczeniem za pomocą specjalistycznego sprzętu. Choć mogłaby się podobać mężczyznom-jest kruchą blondynką o niebiesko-zielonych oczach, nigdy nie miała sympatii. Ba, dwudziestoletnia Nastka całkowicie pozbawiona jest kontaktu z rówieśnikami. Ze względu na chorobę i konieczność ciągłych wizyt lekarskich oraz rehabilitacji nie mogła uczęszczać do przedszkola. Przez jakiś czas chodziła do integracyjnej szkoły podstawowej, jednak nawet tam dzieci nie chciały się z nią kolegować. Fizyczna niepełnosprawność Anastazji spowodowała jednak konieczność przejścia na nauczanie indywidualne.

Pomimo żmudnej rehabilitacji i trzech przebytych operacji stan Nastki niewiele się poprawił, a z biegiem czasu zaczął się nawet pogarszać. Ojciec dziewczyny, Poldek, z uwagi na brak finansów zrezygnował z fizjoterapeuty i od tej pory sam rehabilituje córkę. Świat Anastazji ogranicza się więc do murów domu, forsownych ćwiczeń, leków i drobnych przyjemności: patrzenia na świat widziany przez okno , słuchania audiobooków, czytania komiksów, które kupuje za wydzielane przez ojca pieniądze z renty inwalidzkiej spacerów z Łucją lub sąsiadką-panią Józefiną picia gorącej czekolady czy wybierania prezentów, jakie chciałaby dostać na urodziny.

Gdy Nastka miała jedenaście lat, a jej siostra dwadzieścia jeden, dochodzi do tragedii: pewnej nocy matka dziewcząt, Lena, u której zdiagnozowano nowotwór pewnej nocy popełniła samobójstwo połykając tabletki. Nie chciała być chorą na raka kobietą z łysą głową, denerwującą się na cały świat. Może chciała oszczędzić trudnych przeżyć dzieciom? To wydarzenie jest dla Łabendowiczów traumą, z którą każdy jej członek radzi sobie w inny sposób. Anastazja ucieka w marzenia. Marzenia, które z perspektywy osoby zdrowej, Są bardzo małe: o samodzielnym wyjściu do sklepu, przebiegnięciu przez miasto czy zwróceniu na nią uwagi przez Mateusza, chłopaka, którego darzy ona platoniczną miłością.

Pomimo, że ma już swoje lata, Anastazja traktowana jest jak małe-duże dziecko: nikt nie rozmawia z nią o chłopakach, nie wolno jej pić alkoholu czy palić papierosów. Ojciec na codzienne czynności, które wykonuje z Anastazją używa infantylnych określeń, na przykład rehabilitacja to w nomenklaturze Poldka Fiku-miku. Dorosłą kobietę dostrzega w niej pani Józefina, dzięki której Nastka może posmakować zakazanych używek i porozmawiać o chłopakach. Dla Nastki sposobem na radzenie sobie ze śmiercią matki są pocztówki, które znajome osoby wysyłają do niej niejako w imieniu Leny.

Gdy poznajemy Łucję, drugą narratorkę, jest ona trzydziestoletnią tancerką baletową. Jej życie diametralnie różni się od życia młodszej siostry: Łucja jest czynna zawodowo, ma koleżanki, zaliczyła kilka nieudanych związków. Obecnie związana jest z rozwiedziony, starszym od niej o pokolenie aktorem Janem.

Jest jednak coś, co siostry łączy: życie obydwu wypełniają mozolne ćwiczenia. W przypadku Nastki-ćwiczenia rehabilitacyjne, w przypadku Łucji zaś-mordercze treningi tańca, połączone niekiedy z podejmowaniem drakońskich diet. Łucja poprzez ucieczkę w balet pragnie zapomnieć o dramacie z przeszłości, jakim była śmierć matki.  Obie dziewczyny mają też cel. Dzięki uporowi i ambicji pnie się po kolejnych szczeblach kariery: zostaje koryfejką, w końcu solistką. Poprzez swoje dobre wyniki pragnie uchronić ojca przed stresem. Ma to związek ze śmiercią Leny: Łucja sądzi, iż tamtej feralnej nocy samobójstwo chcieli popełnić oboje rodzice, co jednak nie było prawdą. Dlatego nie zwalnia tempa. Pragnie zatańczyć solową rolę nawet wtedy, gdy nabawia się poważnej kontuzji. Nastka natomiast pragnie zdać maturę, co przy jej niepełnosprawności wydaje się niemożliwe. Przy wsparciu Łucji i pani Józefiny uzyskuje jednak świadectwo dojrzałości.

I w końcu Poldek: pięćdziesięciopięcioletni mężczyzna, którego w ostatnich dwóch dekadach życie nie pieściło: najpierw samobójcza śmierć ojca, potem narodziny córki z porażeniem mózgowym, depresja poporodowa żony, walka o chore dziecko, w końcu choroba Leny, jej śmierć i samodzielna opieka nad Nastką, która po samobójstwie zony spoczęła na barkach mężczyzny. Poldek pocieszenia szuka początkowo w alkoholu, potem w samotnie spędzonych nocach w mieszkaniu przyjaciela, gdzie rozpamiętuje przeszłość: poznanie Leny, życie z nią, w końcu jej śmierć.

Książka Jakuba Małeckiego to powieść wielowątkowa, z których kluczowym jest taniec: tańczyć kochali rodzice Poldka, później on i jego żona, w końcu Łucja, dla której taneczne występy stały się zawodem. Małecki dość szczegółowo przedstawia kulisy pracy tancerki. Uświadamia czytelnika, że występy w balecie to nie tylko piękne stroje, splendor i owacje na stojąco, jak zwykło się sądzić.  To przede wszystkim wysiłek okupiony ciężką pracą. Z tańcem związany jest też tytuł powieści, będący jednocześnie tytułem przedstawienia baletowego, w którym Łucja otrzymuje solową rolę i do którego przygotowuje się z wielką pieczołowitością, kosztem własnego zdrowia.

Drugim w kolejności najważniejszym wątkiem jest radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby. Na przykładzie Łabendowiczów widzimy, że każdy członek rodziny próbuje sobie radzić s tą sytuacją inaczej. Ale żadnemu z nich nie udało się przepracować traumy do końca. Trzecią ważna kwestią jest coraz częściej pojawiający się w literaturze wątek niepełnosprawności. Porusza on problemy dobrze znane osobom nią dotkniętym, jak i ich rodzinom: intensywna rehabilitacja, utrudniony dostęp do edukacji, niepoważne traktowanie czy odrzucenie przez rówieśników.  Oraz marzenia i cele, które osoby te pomimo swoich ograniczeń również mają.

Na szczególną uwagę zasługuje w mojej opinii postać Nastki. Jakub Małecki wykreował pełną optymizmu bohaterkę, która odnajduje radość w banalnych zdarzeniach, takich jak jedzenie ulubionych potraw czy obserwacja świata znajdującego się za oknem. Czy to dlatego, że nie zna innego życia? A może jest po prostu pozytywnie nakręconą osobą potrafiąca się cieszyć z małych rzeczy, a czytelnik takiej postawy powinien się od niej uczyć?

Kreując postać Anastazji, pisarz oddał głos osobie z niepełnosprawnością. W książkach, które czytałam dotychczas, życie z taką osobą przedstawiane było z perspektywy jej bliskich. Zawsze brakowało mi przedstawienia świata widzianego przez osobę o ograniczonej sprawności: jej codzienności, uczuć oraz marzeń. W „Święcie ognia” właśnie to dostałam.

W postaci Nastki odnalazłam też cząstkę siebie. Również choruję na MPD i podobnie jak bohaterka powieści mierzyłam się z ograniczeniami, jakie stawiała przede mną choroba.

Czytając recenzje książki, spotkałam się z opiniami jakoby powieść „Święto ognia” była kiczowata. Ja natomiast tego tak nie widzę. Faktycznie, może się wydawać, że treść książki nie zawiera niczego odkrywczego. Jednak po głębszym zastanowieniu czytelnik dochodzi do wniosku, że niepełnosprawność, walka o chore dziecko, depresja, nowotwór, strata, rozpacz, alkohol, izolacja to nic innego jak… samo życie. Życie, o jakim ludzie, których nie dotyczą zawarte w powieści problemy, na co dzień po prostu nie myślą. Bo takie rzeczy zdarzają się gdzieś daleko. Innym ludziom. Nie im.

Podczas czytania uwagę zwróciłam na styl powieści. Książka napisana została lekkim, momentami kolokwialnym językiem. Taka narracja na ogół jest wadą. Nie tutaj. Lekkość języka, użycie wielu kolokwializmów czy czasem wręcz wulgaryzmów, sprawia, że książka odznacza się dramatyzmem, ale i humorem. Małecki zadbał też, by powieść obfitowała w zabawne, pełne optymizmu wątki. Pisarz stworzył także kilka barwnych postaci, takich jak Józefina czy obecna we wspomnieniach rodziny Lena. Dzięki temu ”Święto ognia” czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, choć przecież trudnych tematów w niej nie brakuje.

Po książkę powinni sięgnąć pedagodzy i psychologowie. Ci pierwsi mogliby na jej podstawie przeprowadzić ciekawą pogadankę z uczniami, na przykład na temat niepełnosprawności. Tym drugim z kolei powieść pomogłaby w prowadzeniu sesji z osobami borykającymi się z niepełnosprawnością bądź stratą. Książka mogłaby być również motorem dla osób z niepełno sprawnościami do osiągania wyznaczonych celów oraz optymistycznego patrzenia na świat. Tych cech mogliby się oni nauczyć od Nastki.

Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że powieścią powinni zainteresować się także…politycy. Być może książka pomogłaby im zwrócić uwagę na brak opieki instytucjonalnej nad osobami z niepełno sprawnościami i skłonić ich do podejmowania kroków, by miały one dostęp do edukacji, opieki lekarskiej oraz rehabilitacji.

Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po książkę.

Dodaj komentarz